Jonathan Kellerman, W obronie własnej, Amber, Warszawa 1998,
336 s.
Lucy Lovell zasiadała w ławie przysięgłych w makabrycznym
procesie seryjnego mordercy. Teraz prześladuje ją sen, uparcie powracający
koszmar. Doktor Alex Delavare usiłuje wyjaśnić mroczną tajemnicę przeszłości
dziewczyny i wpada na trop wstrząsającej zbrodni sprzed lat...
Niewątpliwie jedna z ciekawszych książek Kellermana. Alex
Delaware tym razem pomaga dziewczynie uporać się z demonami przeszłości. Ma do
dyspozycji tylko fragmenty jej wspomnień – niewyraźnych, zatartych, ale
niepokojących i nazwisko ojca, kiedyś sławnego buntownika i pisarza. Kierowany
tymi wątłymi przesłankami Delaware wraz z przyjacielem Milo Sturgisem zaczynają
śledztwo.
Kellerman wciąga czytelnika w zepsuty świat Los Angeles lat
sześćdziesiątych, pełen alkoholu, narkotyków i przemocy. W dziwne zdarzenia
mające miejsce w „Sanktuarium” (samotni dla pisarzy i artystów założonej przez
ojca Lovell) kilkanaście lat wcześniej.
Postać tegoż ojca jest odstręczająca, wulgarna i opisana niezwykle
wyraziście. Tego faceta się nie da polubić, podobnie jak nie sposób zachwycić
się tym, co pisał, bo Kellerman zaprezentował i próbki jego twórczości wznosząc
się przy tym na wyżyny brutalnej grafomanii. Jednym słowem, ten thriller jest
dopracowany. Umiejętnie poprowadzona akcja nie ciąży tym razem ku taniej
sensacji, Alex Delaware jest tu głównie psychologiem, który rozmawiając o
przeszłości, musi odwoływać się do swych zawodowych umiejętności. Wiedza, jaką
wynosi, jest plugawa i niebezpieczna.
Podobało mi się „W obronie własnej” i jeśli ktoś lubi
thrillery psychologiczne lżejszego kalibru, powinien być zadowolony.
Moja ocena: 5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz