Agatha Christie, Zatrute pióro, Prószyński i S-ka, Warszawa
1999, 200 s.
Spokojne miasteczko na angielskiej prowincji gnębi plaga
anonimów. Pisane są wyjątkowo agresywnym tonem, pełno w nich plugawych
inwektyw, wszystkie mają podtekst seksualny. Otrzymują je zarówno jego
mieszkańcy, jak i przyjezdni- w tym młody pilot Jerry Burton, który przybył tu
na rekonwalescencję po poważnym wypadku. Z początku bagatelizuje on rozsyłane,
zdawałoby się, bez żadnego zamysłu listy, z czasem jednak, poruszony wpływem,
jaki mają na mieszkańców Lymstock, stwierdza, że dla uzdrowienia pełnej
narastającego napięcia atmosfery należy zdemaskować autora. Niestety, jest już
za późno, nienawiść zbiera śmiertelne żniwo.
Mając do wyboru kryminały z panną Marple i Herkulesem
Poirot, chętniej sięgam po te pierwsze. Starsza, nieco wścibska, acz
charakteryzująca się żelazną logiką starsza dama niezmiennie budzi mój podziw.
Szkoda tylko, że najczęściej pojawia się na miejscu akcji tak późno, zazwyczaj
w połowie lub wręcz prawie przy końcu książki.
W „Zatrutym piórze” Jane Marple jest stanowczo zbyt mało!
Głównymi bohaterami Agatha Christie uczyniła tym razem młode rodzeństwo i to
właśnie z ich perspektywy, a dokładniej – Jerry’ego Burtona poznajemy rozwój
wypadków. Zaczyna się niewinnie – od anonimów, przykrych i nieprawdziwych, ale
ich ilość zaczyna budzić podejrzenie, że „nie ma dymu bez ognia” i kto wie,
może w jakimś momencie nieznany autor ma rację? Może ktoś skrywa plugawą
tajemnicę?
Młody rekonwalescent zabiera się za wyjaśnienie zagadki, ma
nawet przebłyski inteligentnego kojarzenia faktów, ale dopiero pod wpływem
panny Marple i jej dociekliwych pytań Jerry Burton zaczyna sobie zdawać sprawę
z tego, co mu przychodziło do głowy. A stąd jest już tylko krok do rozwiązania
zagadki.
Christie po raz kolejny przekonuje czytelnika, że sielskość
małych angielskich miasteczek to mit i blaga. W każdej społeczności trafi się
ktoś, kto nie potrafi utrzymać swych morderczych instynktów na wodzy, ulegnie
zbytniej namiętności lub też żądzy zysku. W Lymstock znajdujemy cały wachlarz różnych,
często niezbyt przyjemnych osobowości. Plotki, urazy, niechęć – to wszystko
jest mniej lub bardziej wpisane w naturę człowieka. W kryminałach z panną
Marple nie rządzi zasada drobiazgowej analizy faktów i pracy „szarych komórek”,
lecz zgłębianie ludzkich przywar. W dzisiejszych czasach Jane Marple mogłaby
być genialną psycholożką, bowiem nikt tak jak ona nie zgłębił psychiki innych
ludzi. Jej analogie do osób, które znała i zna są zazwyczaj strzałem w
dziesiątkę. Nie inaczej jest w „Zatrutym piórze”, które całkiem dobrze się
czyta.
Moja ocena: 4.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz