Daphne du Maurier, Generał Jego Królewskiej Mości, Alfa,
Warszawa 1993, 464 s.
W dniu osiemnastych urodzin Honor Harris, najmłodszej córki
dziedzica Lanrest, w jej życie wkracza sir Richard Grenvile, generał wojsk
królewskich, zuchwały żołnierz i osławiony zdobywca niewieścich serc. Głośny
romans tych dwojga, mimo sprzeciwów rodziny Harrisów, ma zostać ukoronowany
małżeństwem, los jednak decyduje inaczej. Tragiczny rozwój wydarzeń sprawia, że
Honor poznaje złowrogą tajemnicę dworu w Menabilly i staje się świadkiem
mrożących krew w żyłach wypadków.
Przeczytana z polecenia. Powieść historyczna w zamierzeniu,
choć bohaterowie mówią językiem współczesnym du Maurier raczej niż Cromwellowi.
Tłem wydarzeń jest wojna domowa w Anglii (połowa XVII wieku).
Gdyby nie polecenie, po książkę bym zapewne nie sięgnęła
nigdy. A skoro zaczęłam czytać... Książka nie jest zła. Nie jest też
arcydziełem, ale przyznać muszę, że czytało się ją przyjemnie. Wydawca szafuje
w opisie epitetami typu: tragiczny, złowrogi, mrożący krew w żyłach. Nie jest
to do końca prawdą. Jakakolwiek wojna sama w sobie jest tragiczna i złowroga:
maruderzy, wojska przypominające szarańczę, gwałt i nieposzanowanie cudzej
własności. Na tym się skupia du Maurier w „Generale Jej Królewskiej Mości”.
Ciekawie zarysowany jest wątek miłosny. Postać Richarda
Grenvile’a tętni namiętnością, gwałtownością i ma w sobie urok mężczyzny
niepokornego; taki bohater w nie do końca lśniącej zbroi, mający grzeszki na
sumieniu i mało o to dbający. Z kolei Honor Harris to kobieta dążąca do
niezależności pomimo swego kalectwa, chociaż ciało ma unieruchomione, to jej
dusza i umysł pozostały błyskotliwe, życzliwe i ciekawe (nawet ciekawskie,
rzekłabym). Tych dwoje, kiedyś narzeczeni, w okresie wojny domowej już raczej
przyjaciele tylko, wplątują się w wydarzenia typowo wojenne: ukrywanie się,
spisek, ucieczka z Anglii.
Wojna domowa opisana jest jednostronnie, z wyraźną sympatią
do dynastii Stuartów i pomniejszeniem rzeczywistych przewinień króla Karola I i
jego ciągotek do absolutyzmu. Przejawianie sympatii rojalistycznych nie dziwi,
bo do tej pory Anglicy wydają się mieć problem z osądem Cromwella i sami nie
bardzo wiedzą czy się nim szczycić, czy zamknąć w szafie niczym wstydliwy
sekret.
Dobrze się czytało „Generała Jego Królewskiej Mości” i to
jest w sumie najważniejsze. Ale po raz kolejny przekonałam się, że powieści
historyczne, polecane czy nie, to nie moja bajka.
Moja ocena: 4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz