Stefan Chwin, Panna Ferbelin, Tytuł, Gdańsk 2011, 318 s.
Jest koniec XIX wieku w Gdańsku. Głównymi bohaterami
opowieści są: prokurator Hammels, jego syn Helmut, panna Ferbelin i jej ojciec
oraz Kurt Niemand, przybysz, o którym mieszkańcy Gdańska mówią „Nauczyciel z
Neustadt”.
Niespodziewane zbiegi okoliczności powodują, iż losy ludzi splatają się w sposób zaskakujący, a fabuła tej powieści - uwodzicielskiej i niepokojącej - stwarza nastrój, w którym czytelnik ma wrażenie, że jest uczestnikiem toczących się zdarzeń...
Niespodziewane zbiegi okoliczności powodują, iż losy ludzi splatają się w sposób zaskakujący, a fabuła tej powieści - uwodzicielskiej i niepokojącej - stwarza nastrój, w którym czytelnik ma wrażenie, że jest uczestnikiem toczących się zdarzeń...
Nie przepadam za Gdańskiem. Tak jakoś się ułożyło; jedni nie
przepadają za Warszawą, inni za Krakowem. Mnie nie podoba się Gdańsk.
O Stefanie Chwinie słyszałam wiele, przeważnie same
komplementy. A potem Jagoda zaczęła mnie namawiać, bo jest wierną czytelniczką
Chwina i polecała szczególnie „Pannę Ferbelin”. W końcu, latem ubiegłego roku
tak się złożyło, że książkę wypożyczyłam. I przeczytałam. I mam zagwozdkę. Bo
język Stefana Chwina jest piękny. Stylowi nic nie można zarzucić, czyta się jak
najlepszą literaturę na światowym poziomie. Z drugiej jednak strony legendy i
mistycyzm gdański w ogóle mi nie podeszły. „Nauczyciel z Neustad” jest wręcz
nachalnym odwzorowaniem Jeszui, z przestylizowanymi uczniami i naukami. I z
panną Ferbelin jako uczennicą i powiernicą. Te postacie nijak do mnie nie
przemówiły. Kolejna kalka literacka, bez której mogłabym się obejść. Podobnie
rzecz się miała z zamieszkami i strajkami. Reinterpretacja historii i tylko
wcześniejszego wcielenia Wałęsy brakowało do kompletu.
I zniosłabym te odniesienia, bo nie Chwin pierwszy sięgnął
po postać mesjasza, i nie on pierwszy żonglował historią. Ale zmierziło mnie
coś jeszcze. Niby drobnostka, ale tak często słyszana przeze mnie i w
telewizji, i na ulicy, że normalnie oczy mi czerwoną mgłą wściekłości zachodzą,
gdy to słyszę. „Proszę panią” pojawia się u Chwina kilkakrotnie. Za pierwszym
razem uznałam to za mało udaną stylizację, ale potem było jeszcze raz i
jeszcze. Tego się po panu Chwinie nie spodziewałam, a i forma „Proszę pani”
była na początku wieku o wiele częściej używana, bo się osób z rodziny nie „tykało”,
podobnie i obcych. „Proszę mamy, proszę babci, proszę pani sąsiadki...” się
mówiło.
A z recenzji zrobił się wtręt gramatyczny. Nic jednak nie
zmieni faktu, że drobnostki potrafią przesłonić rzeczy istotne. Ja tak mam. A „Panna
Ferbelin”? Jest to na pewno lektura ponad przeciętna, widać talent pisarza i
jego miłość do Gdańska. Pewnie sięgnę po inne jego książki. Kiedyś... Jak
wpadnie mi jakaś w ręce. Bo chociaż chwilami wtórny, Chwin mi się spodobał i
dlatego tak przeżywam, że „Panna...” mnie zawiodła, nie zaspokoiła mojego
pragnienia na doskonałą polską literaturę, której zbyt wiele nie mamy.
Moja ocena: 4
* * *
Chwin Stefan; Panna Ferbelin;
Każda, nawet najłagodniejsza władza ma w kieszeni śmierć jak składany nóż, który może wyjąć w każdej chwili.
Każda, nawet najłagodniejsza władza ma w kieszeni śmierć jak składany nóż, który może wyjąć w każdej chwili.
Chwin Stefan; Panna Ferbelin;
Przyszło jej do głowy, że większość ludzi w chwili śmierci nie pamięta niczego ze swojego życia, więc właściwie umieramy tak, jakbyśmy w ogóle nie żyli.
Przyszło jej do głowy, że większość ludzi w chwili śmierci nie pamięta niczego ze swojego życia, więc właściwie umieramy tak, jakbyśmy w ogóle nie żyli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz