Susan Isaacs, Kompromitacja, Amber, Warszawa 2008, 280 s.
Judith ma trzydzieści cztery lata, dom na przedmieściu,
dwoje dzieci i wiecznie zapracowanego męża. W takiej sytuacji trudno się
spodziewać, że przydarzy się coś ekscytującego. A jednak! Sąsiad Judith zostaje
zamordowany. Kto aż tak bardzo nie znosił doktora Flecksteina: zawistny kolega
po fachu, wściekła pacjentka, zazdrosny mąż? Powiedzmy sobie szczerze, pan
doktor miał to i owo na sumieniu. Judith postanawia rozwiązać zagadkę tego
zabójstwa. Prywatne śledztwo staje się jej pasją, zwłaszcza od chwili, gdy
policyjnym dochodzeniem zaczyna kierować seksowny porucznik...
Zmarnowałam czas czytając tę książkę. Zdecydowania
najsłabsza i najbardziej przereklamowana pozycja na mojej ubiegłorocznej
liście. Ta powieść ma jedną acz niezaprzeczalną wadę: jest nudna!
Całość skupiona jest wokół trzydziestoczteroletniej
gospodyni domowej, która się nudzi, więc postanawia rozwiązać sprawę morderstwa
dentysty, którego znała (raz była u niego na wizycie, raz widziała go w kolejce
do kina, raz był na spotkaniu szkolnym – zaiste strasznie się kobieta nudzić
musi, skoro wstrząsa nią morderstwo osoby trzykrotnie spotkanej). Włazi
wszędzie, zadaje głupie pytania i zanudza innych. Jeśli nie chce, żeby dzieci
wiedziały, co mamusia narozrabiała, mówi do sąsiadek po francusku. Znudzona
wiecznie nieobecnym mężem zaczyna podkochiwać się w detektywie prowadzącym
śledztwo. Jest do tego stopnia dzielna, że zgadza się na prowokację i założenie
sobie podsłuchu. Z dnia na dzień staje się niemalże agentką Mosadu i femme fatale w jednym, która dla
niepoznaki zachowuje się jak podekscytowana podfruwajka.
Finał przewidywalny, okraszony perwersją rodem z przedmieść.
Bohaterowie niesympatyczni. Dialogi drętwe do bólu.
Pomimo zachęcających opinii „New York Timesa” czy „Washington
Post” nijak nie mogłam się w „Kompromitacji” doszukać ani błyskotliwego humoru,
ani prześmiewczości, ani satyry. Dodanie zaś słów, że „książki tej
amerykańskiej autorki (...) przypominają bestsellery Joanny Chmielewskiej” jest
ze strony wydawnictwa ordynarnym nadużyciem.
Nie czytać. Unikać. Lepiej się wybrać na spacer.
Moja ocena: 0.5 (Pół punktu dałam tylko z powodu mojego
straconego czasu!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz