Jesús Callejo, Historia czarów i czarownic, Bellona,
Warszawa 2011, 280 s.
Sensacyjna monografia przedstawiająca dzieje czarów,
czarownic, czarowników i czarnoksięstwa, a także legend związanych z czarami i
walką z diabłem od czasów najdawniejszych, aż po współczesne.
Magia jest jedną z cech charakterystycznych homo sapiens i
ukształtowała się już w czasach prehistorycznych. Odgrywała ogromną rolę w
starożytności, jeszcze większą w świecie islamu. Średniowieczna Europa zapisała
okrutną kartę w historii czarnoksięstwa poprzez stosy, na których nieszczęsne
kobiety czarownice płonęły aż do XVIII stulecia. Nawet nasze zdawałoby się
racjonalne czasy nie są wolne od przesądów i zabobonów związanych z czarami
Zaczęło się od przedmowy. Nie spodobała mi się. Kadzenie
sobie nawzajem nie jest najlepszą reklamą ani dla autora książki, ani dla
autora wstępu. Zachwyceni sobą nawzajem często zapominają o czytelniku, który
już zachwycony książką być nie musi.
Czego się spodziewałam po monografii Jesúsa Callejo?
Rzetelnego opisu tego, jak magia się narodziła, jak narodził się mit czarownic,
jak to było z ich więzieniem i paleniem na stosie.
I niby to w „Historii czarów i czarownic” jest, ale gdzieś
wciśnięte mimochodem między rozważania różnic między czarostwem i
czarodziejstwem. Do znudzenia tłumaczy, że czarostwo było herezją przypisaną
czarownicom przez Kościół katolicki. Natomiast magia i czarodziejstwo istniało
przed narodzinami religii i nie miało nic wspólnego z kultem Szatana. Przez
kilkadziesiąt stron Callejo wałkuje te definicje na wszelkie strony, do
znudzenia.
Dopiero potem pisze nieco o ich atrybutach, sabatach,
wyjaśnia jakim cudem wydawało się im, że latały. Ale właśnie ta część książki
potraktowana jest po macoszemu, autor przedstawia ogólny zarys, nie wspomina o
czarownic z imienia, nie przybliża żadnej sylwetki.
Potem w końcu pisze o prześladowaniu czarownic.
Prześladowaniu za czarostwo i opierając się na najnowszych danych z Biblioteki
Watykańskiej dowodzi, że inkwizycja była najłagodniejsza dla czarownic w
Hiszpanii, najgorzej zaś miały się na terenie Niemiec. Polska i Litwa również
przodowały w auto-da-fé (to tyle jeśli chodzi o „państwo bez stosów”).
Ogółem czuję niedosyt, wielki niedosyt i zmarnowana okazja.
I chociaż widać, że Callejo zna się na rzeczy i wie, o czym pisze, to jednak
zbyt mało przekazał wiadomości, zbyt powierzchownie potraktował temat.
Moja ocena: 3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz