Steven Runciman, Dzieje wypraw krzyżowych, t. 1, Pierwsza
krucjata i założenie Królestwa Jerozolimskiego, Państwowy Instytut Wydawniczy,
Warszawa 1987, 375 s.
Steven Runciman, Dzieje wypraw krzyżowych, t. 2, Królestwo
Jerozolimskie i frankijski Wschód 1100-1189, Państwowy Instytut Wydawniczy,
Warszawa 1987, 518 s.
Steven Runciman, Dzieje wypraw krzyżowych, t. 3, Królestwo
Akki i późniejsze krucjaty, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1988, 564
s.
W trzytomowym dziele „Dzieje wypraw krzyżowych” omówiona
została nie tylko geneza i historia wypraw krzyżowych, ale również dzieje
państw frankijskich na Wschodzie. Autor, znakomity brytyjski mediewista i
bizantyista, zadziwia erudycją i mnogością szczegółów, zachwyca pięknem i
klarownością języka jak w każdej jego książce tu również ożywają ludzie,
słychać szczęk oręża i ściszone głosy uczestników tajnych rozmów. Książka
zawiera szczegółowe indeksy oraz tablice genealogiczne.
Steven Runciman miał nie tylko wielką wiedzę, ale też i dar
jej przekazywania w sposób interesujący. Trzytomowe „Dzieje wypraw krzyżowych”
to monografia obszerna, przez która przewijają się dziesiątki osób: rycerzy, duchownych,
świętych, kobiet, władców chrześcijańskich i islamskich. Przez ponad tysiąc
dwieście stron ciągnie korowód imion i nazwisk, które brzmią znajomo i takich,
których przeczytanie nawet, jest wyczynem. A wszystko to składa się na historię
podboju Ziemi Świętej, powstanie Królestwa Jerozolimskiego, późniejsze cięgi,
jakie zbierali Frankowie na Bliskim Wschodzie, pomniejszenie ziem, nad którymi
panowali do Królestwa Akki i wreszcie utrata tej ostatniej.
Trudność w czytaniu „Dziejów wypraw krzyżowych” nie tkwi w ich
obszerności. Raczej w zagadnieniach, jakie wybrał Steven Runciman. Runciman
skupił się bowiem przede wszystkim na drobiazgowym opisywaniu każdej kampanii
wojennej, każdej potyczki, która miała miejsce w okresie krucjat, a było ich
mnóstwo, bowiem Królestwo Jerozolimskie i okoliczne chrześcijańskie księstewka
były tworami niestabilnymi i granice ich wciąż ulegały zmianom. Dowiadujemy się
kto kogo napadł, w jaki sposób i dlaczego. A za tym idą nazwiska, owe
dziesiątki nazwisk i chwilami człowiek się po prostu gubi. Tym bardziej że
panowała moda na pewne imiona (a podobno jest to zjawisko nowe!) i samych
Rajmundów mamy dziewięciu, Baldwinów – jedenastu, a Gotfrydów – trzynastu.
Prawie wszyscy są ze sobą wiecznie skłóceni, sojusze zmieniają się, władcy
trafiają do długoletnich niewoli, panuje ogólny rozgardiasz. Jedyną stałą w tym
tyglu zmiennych jest niechęć templariuszy do szpitalników i nawzajem. Runciman
wykonał tytaniczną pracę już tym, że ogarnął ten żywioł ludzki, tych rycerzy
pragnących sławy, władzy i ziem, o różnych sympatiach i antypatiach. Sprzyjały
nawiązywaniu stosunków okresy, kiedy nie walczono. Niech przykładem będzie zima
1189 roku kiedy dwie armie: chrześcijańska i islamska stały naprzeciwko siebie,
żadna zaś nie porwała się na podjęcie poważniejszych akcji zbrojnych. Wspólnie
spędzony okres sprzyjał porozumieniu i wzajemnemu poznaniu.
Celne, nie pozbawione ironii są opinie Runcimana o
postaciach, które zwykle uznajemy za nieskazitelne. Ryszarda Lwie Serce
podsumował tak, jednym zdaniem: „Był złym synem, złym mężem i złym królem, ale
dzielnym i znakomitym rycerzem.”
Zwykliśmy kojarzyć z okrucieństwem raczej muzułmanów niźli
chrześcijan. Jednakże do największych masakr doprowadzili właśnie krzyżowcy. Zdobywając
Aleksandrię w 1365 roku, sprawili, że miasto spłynęło krwią i było tej posoki o
wiele więcej niż w Jerozolimie 1099 roku czy Konstantynopolu roku 1204, kiedy
również krzyżowcy znaczyli swą drogę mieczem i trupami. Chrześcijanie łupili
nie tylko wrogów, zabijali i siekli każdego, kto stanął im na drodze. Niszcząc
Aleksandrię, gdzieś mieli sojusze i kilkaset lat świętych wojen. Nie wynieśli z
przeszłości nie tylko humanitaryzmu, ale również nie potrafili wyciągnąć nauk z
przegranych lub wygranych potyczek. Rycerze i władcy często starali się iść na
miasta mało istotne strategicznie, acz znaczące dla wroga (vide: Damaszek). Po
czwartej wyprawie krzyżowej, skierowanej nie przeciwko niewiernym, ale
przeciwko chrześcijanom wschodnim, zaczęła się dewaluacja terminu „krucjata”.
Runciman doprowadza swą opowieść do chwili upadku
Konstantynopola. Ostatnie pięćdziesiąt lat przed upadkiem Cesarstwa
Bizantyjskiego traktuje skrótowo, bowiem tematowi poświęcona jest odrębna
monografia Runcimana: „Upadek Konstantynopola 1453”.
Lektura „Dziejów...” to nie tylko historyczne bitwy, zbożne
cele i wielce rycerze. To również monografia gęsta od zakrzepłej krwi,
przelanej w imię religii, bezsensowne rzezie, które miały sławić krzyżowców czy
muzułmanów. Chwilami męcząca od nadmiaru ruchów wojsk i ich przywódców, w
większości zaś – fascynujący obraz Bliskiego Wschodu ostatnich wieków
średniowiecza.
Polecam.
Moja ocena: 6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz