Melania Mazzucco, Tak ukochana, W.A.B., Warszawa 2008, 584
s.
„Tak ukochana” to barwna opowieść o jednej z legend
dwudziestolecia międzywojennego. Bohaterką powieści jest Annemarie Schwarzenbach,
postać autentyczna, pisarka, dziennikarka, fotografka i podróżniczka.
Niedoceniana artystka, niestabilna psychicznie, uzależniona od narkotyków,
rzuca się w nieustające romanse, głównie z kobietami. Całe jej życie jest
ucieczką, również w sensie dosłownym. Odwiedza m.in. Rosję Sowiecką, Polskę,
kraje nadbałtyckie, Azję, Bliski Wschód, Stany Zjednoczone. Poznaje wiele
charakterystycznych dla epoki postaci – artystów i skandalistów (np. rodzinę
Mannów, Margaret von Opel).
Dziwna to książka. Sama nie wiem dlaczego ją wzięłam,
dlaczego ją czytałam i nie odłożyłam w połowie. Imię i nazwisko Annemarie
Schwarzenbach było mi zupełnie obce. Podobnie jak imię i nazwisko autorki:
Melanii Mazzucco. Możliwość poczytania o Szwajcarce, która nie była typową przedstawicielką
swego narodu, możliwość poczytania o latach dwudziestych i trzydziestych XX
wieku, wreszcie możliwość poczytania o ówczesnych artystach, skandalistach i
politykach – wszystko to sprawiło, że dałam „Tak ukochanej” szansę. I nie
żałuję.
Chociaż sama książka przyjemna nie była. Mazzucco niezwykle
sugestywnie opisała postać Annemarie Schwarzenbach, panienki z szalenie
bogatego domu, z zaborczą matką mającą się ku swej przyjaciółce, śpiewaczce
operowej - Emmie Krüger i przebierającą swoją ukochaną córeczkę (Anne) w różne
chłopięce kostiumy. To był dopiero początek dziwnego, właściwie zmarnowanego
życia młodej Szwajcarki, która miała aspiracje literackie i podróżnicze, a
skończyła jako narkomanka i osoba uznana za chorą na schizofrenię, zakochana bez
pamięci w córce Tomasza Manna, niespełniona życiowo.
Pomimo że Annemarie zostawiła po sobie kilka książek i wiele
tekstów, nigdy nie przetłumaczono ich na polski, tutaj, w Polsce, była (i jest)
praktycznie nieznana. A jednak warto ją poznać, wyrywała się bowiem z
narzuconych jej ram bogatego mieszczaństwa, uciekała od rodziny mającej
pronazistowskie sympatie, szukała pomysłu na siebie. Spędzała czas nie tylko
pośród artystów, wraz z Ellą Maillart – podróżniczką i etnografką trafiła do
Afganistanu, na początku II wojny światowej trafiła do Konga Belgijskiego,
gdzie miała okazję poczuć czym jest ostracyzm i ksenofobia.. Widziała
cierpienie, pisała o cierpieniu i sama cierpiała – z powodu niespełnionej
miłości do Eryki Mann i z powodu narkotyków.
Mazzucco pisząc o Annemarie Schwarzenbach nie usprawiedliwia
jej, nie ocenia. Proza Włoszki jest brutalna, ale ujęta w klamry pięknie
budowanych zdań i równie pięknie odnotowanych uczuć. Ukazuje nam nie tylko
bogatą/biedną dziewczynę o chłopięcym wyglądzie staczającą się na dno, ale
również kobietę pełną pasji, pragnień i ciekawości życia. Jest w powieści o
Szwajcarce miejsce i na prawdziwą dekadencję dwudziestolecia międzywojennego i
miejsce na samotność na afrykańskiej ziemi. Jest Nowy Jork i Brazzaville, jest
Berlin i Bliski Wschód. Annemarie zmarła młodo, z powodu wypadku na rowerze,
być może też i dlatego że matka nie zgodziła się na operację, ale przynajmniej
zakosztowała życia z tej najsłodszej, jak i najbardziej strony.
Piękna książka. A jednocześnie smutna, niepokojąca.
Prowokująca do myślenia i do szukania zdjęć, zapisków, czegokolwiek, co ukazało
się o pannie Schwarzenbach po polsku.
Moja ocena: 5.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz