Stanisław Jerzy Lec, Myśli nieuczesane, Wydawnictwo
Literackie, Kraków 1987, 144 s.
Sięgając po formułę starożytnych sentencji, posługując się
ostrym dowcipem, kalamburem, skrótem myślowym, kondensacją znaczeń, Lec budował
wyjątkowo trafny komentarz do wynaturzeń współczesnych czasów, nawiązując do
najszerszego kontekstu kultury europejskiej. Stał się mistrzem paradoksu,
tropicielem wszelkich myślowych falsyfikatów i językowych frazesów,
zniewalających ludzką indywidualność i pozostających na usługach totalitaryzmu
„Myśli nieuczesane” Stanisława Jerzego Leca to książka
nietypowa. Krótkie acz treściwe zdania. Całość iskrząca się ironią i dowcipem.
Perełki myśli.
Kłopot z „Myślami...” jest taki, że nie da się ich po prostu
przeczytać. Gubi się wówczas cały urok i istotę przekazu. Nadmiar
błyskotliwości doprowadza do niebezpiecznego zobojętnienia i słowa przestają
cieszyć. Przypomina to zjedzenie za jednym posiedzeniem całego lukru z babki
drożdżowej, przyjemne do czasu, potem pozostaje nieprzyjemne wrażenie nudności.
Dlatego też „Myśli nieuczesane” należy dawkować sobie z
umiarem. Kilkanaście aforyzmów i spostrzeżeń to akurat tyle, by zachwycić i dać
do myślenia. Zrozumienie tego, co Lec miał na myśli, przełożenie na sytuacje
dla siebie znajome, może będącą analogią do dzisiejszych czasów, polityki...
Raz w miesiącu, a dokładniej – pierwszego dnia każdego
miesiąca będzie pojawiać się kolejny wpis z aforyzmami Leca. Tymi, które
najbardziej przypadły mi do gustu, które przemyślałam i którymi chcę się podzielić.
A ocenę podam już teraz, bo chociaż wciąż jestem raczej
bliżej niż dalej, to zachwyt nad słowami Leca mnie nie opuszcza.
Moja ocena: 6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz