Helmut
Werner, Tyranki. Najokrutniejsze
kobiety w historii, Jeden Świat, Warszawa 2005, 226 s.
Historia pięknych, okrutnych władczyń, lubieżnych kochanek
przed którymi drżeli najdzielniejsi mężczyźni ich czasów. To galeria kobiet
naprawdę osobliwych, których życiorysy mogłyby posłużyć za kanwę najlepszego
thrillera: bezwzględnych dręczycielek urzekających urodą, inteligencją i
przebiegłością. Samotnych ofiar swojej potęgi.
Helmut Werner przekombinował.
Pisząc swą książkę o tyrankach opierał się na legendach i
mało wiarygodnych przekazach mężczyzn, którym nigdy nie podobał się fakt, że
kobieta śmie wyjść poza ramy wyznaczone jej przez samców.
Takie na przykład Amazonki, uważały mężczyzn za gorszych, co
było nie do zniesienia przez późniejszych historyków zapatrzonych w swe samcze
ego. Największym policzkiem dla nich był fakt, że to mityczne plemię doskonale
obywało się bez mężczyzn. Dopiero Scytów dopuściły bliżej do siebie, lecz nadal
trzymały się swoich zwyczajów, żadna Amazonka nie mogła wyjść za mąż jeśli
wprzódy nie zabiła nieprzyjaciela. Były to kobiety silne, wojownicze i trzeba
naprawdę szukać dziury w całym, aby podciągnąć je pod termin tyranek.
Ani Hatszepsut, ani Semiramida nie różniły się od męskich
władców swoich czasów. Wrzucenie zaś szwedzkiej królowej Krystyny jest
kuriozalną pomyłką. Albo zemstą szowinisty. Krystyna Waza nie była piękna,
miała za to ogromną wiedzę, nijak nie chciała być marionetką w rękach męskich
doradców.
Elżbieta Batory – o, to jest postać ciekawa. Ale znów, nie
tyle tyranka, co morderczyni zwykła i wampir żądny krwi. Opętana pragnieniem
wiecznej młodości uwielbiała pławić się w krwi dziewic. Psychopatka, która
mogła realizować swe zachcianki dzięki pieniądzom i władzy, ale tyranką była na
bardzo skromną skalę.
Na koniec słów kilka o carycy Katarzynie II, jedynej chyba
tyranka par excellence. W Polsce jest
postacią wielce niepopularną i trudno się dziwić, skoro doprowadziła do rozbioru
Polski. Ta kobieta była żądna władzy, za nic miała życie ludzkie, pragnęła
mężczyzn i powiększania terytorium swego państwa w równym stopniu. A jednak pan
Werner pisząc o niej, zaplątał się w faktach historycznych i zmienił (przez
ignorancję? niewiedzę?) bieg polskiej historii. Tym samym książka, do której
już wcześniej podchodziłam z lekkim niesmakiem, straciła dla mnie wartość w
ogóle.
„Tyranki” to zbiór życiorysów kobiet dobranych jakby na
chybił trafił. Ciekawe są eseje o Frenegundzie, Katarzynie Medycejskiej, Marii
I Tudor czy pani de Montespan. Ale akurat te kobiety potraktowane są po
macoszemu, nie ma wnikliwej analizy ich poczynań, nie ma odniesień do ich
bezpośrednich i pośrednich ofiar. Werner poszedł na ilość, nie na jakość. Wyrwał
życiorysy z kontekstu czasu, nie uwzględnił uwarunkowań historycznych. Szkoda.
Nie wiem czy warto polecać tę książkę. Jest sporo biografii
odnoszących się bezpośrednio do opisanych bohaterek. W dobie internetu
właściwie każda biblioteka czy księgarnia mają wyszukiwarki, gdzie można
znaleźć książki historyków tak o Katarzynie Medycejskiej, pani de Montespan czy
Katarzynie II Wielkiej.
Moja ocena: 2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz