Éric-Emmanuel Schmitt, Oskar i pani Róża, Znak, Kraków 2010,
78 s.
Czy w ciągu dwunastu dni można poznać smak życia i odkryć
jego najgłębszy sens? Dziesięcioletni Oskar nie wierzył, że to możliwe, aż do
spotkania z tajemniczą panią Różą, która ma za sobą karierę zapaśniczki i umie
znaleźć wyjście z każdej sytuacji... Piękna, mądra i niepozbawiona humoru
opowieść o tym, jak pokonać strach, odnaleźć wiarę i nie poddać się w obliczu
nieszczęścia. Ta książka da Wam siłę i nadzieję, a kto wie?, może nawet zmieni
Wasze życie...
Mojego życia nie zmieniła. Nie sprawiła, że nagle przestałam
być ateistką i uwierzyłam w Boga, nie odkryłam też najgłębszego sensu, jakie
niesienie ze sobą istnienie. Żyjemy i umieramy. Ale życie nie jest
sprawiedliwie i często zdarza się tak, że ci, których kochamy najbardziej,
którzy życia jeszcze nie posmakowali, nie zetknęli się z troskami i radościami,
które przynależą do kolejnych etapów dojrzewania; ci, których chcielibyśmy
chronić za wszelką cenę i którzy wedle prawidłowości powinni odchodzić po nas,
zaburzają rytm cyklu życia i z powodu śmiertelnej choroby odchodzą zbyt
wcześnie.
Wiele osób przed śmiercią odkrywa Boga. Czasami jest to
zwykła asekuracja (a co, jeśli naprawdę coś tam jest?), czasem – wiara daje im
siły, by dotrwać z godnością do tego, co nieuniknione. Oskar poznaje Boga za
sprawą wolontariuszki, która niesie pomoc nietypową – kreuje swoją przeszłość
tak, aby była atrakcyjna dla małych pacjentów i stara się przekazać im jak
najwięcej w jak najkrótszym czasie. Jest niczym kameleon, tworzy siebie i tylko
jej wiara, którą zaszczepia innym, jest prawdziwa.
Długo zastanawiałam się, kto inny mógłby być adresatem
listów Oskara? W chwilach ważnych, smutnych i doniosłych, ludzie szukają
odpowiedzi i pociechy w religii. Muszą w coś wierzyć. Bóg jest zatem wyborem
naturalnym.
Opowiadanie Schmitta, chociaż chwilami zahacza o ckliwość i
stanowczo zbyt dużo w nim religii, ma w sobie pewien optymizm i prawdę.
Pogodzenie się z tym, że wszelkie nadzieje medycyny zawiodły, że dziecko umrze –
nie jest łatwe. Chyba żaden rodzic nie chciałby się znaleźć w takiej sytuacji. „Oskar
i pani Róża” ukazuje, że ucieczka od prawdy nie przyniesie nic dobrego, tym
bardziej jeśli jest mało czasu. I właśnie czas jest tym, co trzeba wyzyskać do
końca, wycisnąć zeń wszystko, co się da. Nie bać się łez, ale i nie płakać bez
końca. Po prostu żyć i cieszyć się chwilą obecną.
Jest to również opowiadanie o przyspieszonym dojrzewaniu.
Oskar poznaje, czym jest miłość i rozstanie. Pisząc swe listy do Boga, stara
się jednocześnie zrozumieć dlaczego choruje i pogodzić się z tym. I oswoić z
tym rodziców. Mądre, dobre dziecko. I nie, nigdy nie zrozumiem, dlaczego świat
nie byłby taki piękny, gdyby nie chore dzieci. Świat mógłby sobie doskonale
poradzić bez takiego „piękna”. Schmitt umie dobierać słowa, o czym przekonałam
się już wielokrotnie. Nie ze wszystkim, co pisze, się z nim zgadzam. Ale „Oskara
i panią Różę” warto przeczytać, aby docenić fakt, że żyjemy, że możemy snuć
plany, że możemy kochać dzieci i poświęcać im jak najwięcej czasu.
Moja ocena: 5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz