Ryszard Kapuściński, Szachinszach, Agora, Warszawa 2008, 143
s.
Obraz panowania i upadku szacha Iranu Mohammeda Rezy
Pahlaviego. Fascynujący reportaż ukazuje kluczowy konflikt końca XX wieku
między odgórną rewolucją, usiłującą wprowadzić „nowoczesność”, a kontrrewolucją
fanatycznego integryzmu muzułmańskiego ajatollaha Chomeiniego.
Z przebłysków pamięci pojawia się obraz „Dziennika
telewizyjnego” i postać ajatollaha Chomeiniego. Dzieckiem będąc, nic w sumie
nie rozumiałam z tego, co mówił prowadzący. Ale wciąż pamiętam dreszczyk
niepokoju na widok ponurej, poważnej twarzy starca z długą brodą i
zmarszczonymi, grubymi brwiami. Nie było w nim nic dobrotliwego, tylko ta
surowość typowa dla fanatyków religijnych.
Takie myśli chodziły mi po głowie, kiedy zaczynałam czytać „Szachinszacha”
Kapuścińskiego, opowieść o tym, jak tyrania i bezmyślność doprowadziły do
rewolucji w Iranie.
Portrety obu szachów – Rezy Szaha Pahlawiego i Mohammada
Rezy Pahlawiego są wyraziste, wielostronne i mało pochlebne. Persja, kiedyś
kraj potężny, z upływem czasu był usuwany coraz bardziej na margines historii.
Wraz z pojawieniem się pierwszego z Pahlawich, zaczęły się reformy i... terror.
Z jednej strony szach stawiał na modernizację, z drugiej – nie przebierał w
środkach, aby lud, którym rządził, podporządkować sobie skutecznie.
Modernizacja przyjęła kuriozalny obrót z chwilą, gdy na tron wstąpił Pahlwi
syn: playboy, nieudacznik i osobnik korzystający z wszelkich uciech, jakie
dawały władza i pieniądze.
Kapuściński opisuje terror Pahlawiego i jego policji –
Savaku na spokojnie, niemalże beznamiętnie. A jednak właśnie ten sposób pisania
sprawia, że całe to zło i okrucieństwo wydają się jeszcze bardziej namacalne. W
podręcznikach do historii o tym nie napiszą, wspomną tylko o kilku datach, nie
będzie wzmianki o pomocy Amerykanów w utrzymaniu tronu, o pomocy CIA przy
tworzeniu Savaku. Nie napiszą o czystkach, podsłuchiwaniu szarych obywateli,
znikaniu ludzi, o niebezpiecznych słowach: „Doświadczenie uczyło
ich, iż należy unikać głośnego wymawiania słów w rodzaju duszność, ciemność, ciężar, przepaść, zapaść, bagno, rozkład, klatka, krata, łańcuch, knebel, pałka, but, brednia, śruba, kieszeń, łapa, obłęd,
a także czasowników z
rzędu - położyć się, leżeć, rozkraczyć się, upaść (na głowę), marnieć, słabnąć,
ślepnąć, głuchnąć, pogrążać się, a nawet takich zwrotów (zaczynających
się od zaimka coś) jak - coś tu kuleje, coś tu nie gra, coś to nie tak, coś tu
trzaśnie, bo wszystkie one, te rzeczowniki, czasowniki, przymiotniki i zaimki,
mogły stanowić aluzję do reżimu szacha, a więc były semantycznym polem minowym,
na które wystarczyło wdepnąć, żeby wylecieć w powietrze.” Nie mówić. Nie
myśleć. Nie oddychać.
Styl Kapuścińskiego jest niepowtarzalny, przedstawienie
faktów, które doprowadziły do rewolucji fascynuje bardziej niż niejedna powieść
sensacyjna. Bogactwo szacha oszałamia. Ceny za ropę naftową śmigają w górę,
szach tarza się w pieniądzach i mrzonkach, że w ciągu dziesięciu lat uczyni z
Iranu piąte mocarstwo świata. Taką megalomanię ciężko znaleźć nawet w bajkach,
przypominają się urojenia schizofreników, a przecież Pahlawi z punktu widzenia
medycyny, był zdrowy na umyśle.
„Szachinszach” opowiada o rewolucji, ostatniej krwawej rewolucji
XX wieku. Kapuściński nigdy nie pokusił się o dopisanie dalszego ciągu, nie
zgłębił w jakie mroki wprowadził Irańczyków fanatyzm Chomeiniego i jego
popleczników. Trochę szkoda. Mimo wszystko – książka warta przeczytania.
Moja ocena: 5.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz