Arthur Conan Doyle, Sprawy Sherlocka Holmesa, Algo, Toruń
2012, 340 s.
„Sprawy Sherlocka Holmesa” to ostatni, dziewiąty tom
poświęcony detektywom z Baker Street - zbiór dwunastu opowiadań, w których
Sherlock Holmes i doktor John H. Watson rozwiązują skomplikowane i pasjonujące
zagadki kryminalne. M.in. szukają zaginionego diamentu Korony, „wampira z Sussex”,
wyjaśniają okoliczności tajemniczych zgonów nad brzegiem oceanu i straszliwego
ataku lwa w cyrku..
Mam sentyment do Conan Doyle’a i jego Sherlocka Holmesa.
Tomik rzucił mi się w oczy w bibliotece. Wzięłam go, coby odświeżyć znajomość z
lat młodości. I co się namęczyłam, to moje. Tłumaczenie jak leci każdego „well”
niezależnie od kontekstu jako „dobra!” nie wydaje się wróżyć nowej tłumaczce
wielkiej kariery. A może jednak... miernoty są najtrudniejsze do wyplenienia.
Nie wyobrażam sobie, jak ktoś w miarę inteligentny i oczytany mógłby włożyć w
usta wiktoriańskiego dżentelmena tak pospolite słowo! W ogóle przekład jest tak
toporny i dosłowny, pozbawiony lekkości literackiej, że całkowicie przesłonił
postać Holmesa i jego przyjaciela Watsona. Nic nie poradzę, ale tych opowiadań
nie sposób czytać. Przynajmniej ja nie mogę. Tym bardziej że kilka z nich
czytałam w naprawdę dobrych przekładach, które nie stawały mi kością w gardle.
Bardzo lubię Sherlocka Holmesa, ale temu wydaniu mówię
stanowcze nie! Nie mogłam się skupić na lekturze, bo czkawką mi się odbijały
rozmowy prowadzone w tak nowoczesnym, niedbałym języku, że urągało to wszelkim
normom.
Moja ocena: 2 (przypominam: oceniam tylko wydanie w przekładzie Ewy
Łozińskiej-Miałkiewicz)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz